HISTORIA MIŁOŚCI FREDA I HERMIONY

środa, 18 listopada 2015

Rozdział 2




     Minuty powoli mijały, a gryfonka robiła się coraz bardziej nerwowa. Nie potrafiła określić ile jeszcze zostało czasu do zakończenia jej warty ,ale w sumie nie dbała o to. Jedyne co zaprzątało jej głowę, to fakt,  że została wraz z Weasley'ami odcięta od jakichkolwiek informacji i tak na prawdę , to nie może się ruszyć poza obręb ich sklepu.Próbowali wysyłać patronusy z prośbą o kontakt od kogokolwiek z osób obecnych na przyjęciu,jednak wciąż nie dostali żadnej odpowiedzi. Było to o tyle frustrujące, że dziewczyna,jak wielu innych gryfonów,miała w zwyczaju troszczyć się o innych o wiele bardziej niż o siebie. Cecha szlachetna, acz uciążliwa. Fred, George i Ginny spali urywanym snem, a ona zagryzała paznokcie do krwi, denerwując się, że już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciół. Harry, Ron,  Państwo Weasley....nie miała informacji na temat żadnej z tych bliskich jej osób i bolało ją to strasznie. Gdyby tylko miała możliwość cofnąć czas.N ie doprowadzić do kłótni z Ronem. Nie wydurniać się z Fredem i w końcu, nie dać się sparaliżować w obliczu zagrożenia. Unieszkodliwić większą ilość smierciożerców. Wyrzucała by sobie tak dalej, gdyby ktoś nie stanął w progu. Przestraszona zerwała się na równe nogi i wymierzyła w niego różdżką. Gdy jasno żółty płomień rozświetlił pokój ujrzała zakłopotaną twarz George'a. Momentalnie opuściła rękę i usiadła na krześle. Ten jednak parsknął śmiechem i również odsunął sobie krzesło. Spojrzał na Hermionę szeroko otwartymi oczami. W ciszy w jakiej pogrążony był dom,jego szept brzmiał strasznie.
- Nie powinnaś tak szybko opuszczać różdżki. Mogłem być po wielosokowym. - Dziewczyna zaczerwieniła się ogniście. Ma rację. - pomyślała .Uniosła patyk, jednak chłopak powstrzymał ją w pół gestu.
- Daj spokój, myślisz, że gdybym chciał zrobić ci krzywdę to tak po prostu siadłbym przy stole i zrobił sobie herbaty? - Hermiona uciekła wzrokiem w bok, uświadamiając sobie, jak głupio postępuje. George jakiego znała już ładnych parę lat, pozostawał wciąż tylko starszym bratem Rona, ale również połówką najbardziej rozbrykanego duetu jaki znał Hogwart, no i idealnym odwzorowaniem swojego brata bliźniaka. Jednak Hermiona widziała w nim również kombinatora, pomysłowego kawalarza i  nieznośnie dobrego obserwatora. Fred również taki był, ale w nim było więcej nieśmiałości, pokory, a może tylko tak jej się wydawało? Tak czy inaczej siedzieli na przeciw siebie, a brązowowłosa nie wiedziała co ma powiedzieć. Od czego zacząć. Wzrok wciąż miała wbity w blat stołu, ale na szczęście jej dłonie powoli przestawały się trząść. Z kolei bliźniak spojrzał na jej dłonie i ledwie zauważalnym gestem różdżki zaleczył głębokie szramy i krwawe bruzdy jakie zdążyła zrobić sobie podczas tej nocy. Spojrzała na niego z wdzięcznością, wciąż czerwieniąc się jak piętnastolatka. W duchu nakazała sobie spokój, ale miała jakieś dziwne przeczucie, że zaraz George walnie jej takie kazanie, że się nie pozbiera. Nie minęła minuta, a chłopak faktycznie się odezwał uprzednio nabierając głęboko powietrza. Jednak zaskoczył ją spokojem w głosie i łagodnym spojrzeniem. Już się nie bała, tylko ze spokojem wysłuchała tego co miał do powiedzenia, bo nie pozwolił jej się wtrącić dopóki nie skończy mówić.
- Posłuchaj mnie. Nie możesz o nic się obwiniać, jak również zrzucać winy na Rona czy Harrego. Właściwie, gdyby mnie ktoś zapytał, to myślę, że dobrze się stało. Wiem,że jesteś waleczna, odważna i na pewno bardzo byś się im przydała, ale popatrz na to wszystko z drugiej strony. Jesteś dla Harrego najważniejszą osobą na świecie, dla Rona pewnie też, jakby się poczuli, gdybyś przez nich zginęła? To znaczy z powodu tego, że zabrali cię ze sobą? Oni nie siedzieliby spokojnie kalecząc sobie dłonie, tylko najpewniej skoczyliby z pierwszego lepszego mostu, albo poszliby na herbatkę do Czarnego Pana. Nieuzbrojeni. Mam nadzieję, że to co mówię cie nie uraża, a pokazuje tylko, że masz o wiele więcej szczęścia niż myślisz. Są dwie osoby, które kochają cię nad życie i zrobiłyby wszystko aby cię chronić. - Chłopak spróbował zaczerpnąć powietrza i tak jak podejrzewał Hermiona od razu szykowała się do repliki. - Tylko nie krzycz - wtrącił.
- George ja...ja rozumiem co chcesz mi przekazać i to bardzo wszystko mądre co mówisz, tylko że to nie do końca prawda. Oni nie chcieli abym została bo się martwią, czy jak to określiłeś "kochają mnie".  To Znaczy, wiem, że tak jest,ale nie dlatego nie pozwolili mi iść ze sobą. Zrobili to bo uważali, że nie dam sobie rady, że będę balastem, bo jestem słabsza, bo jestem kobietą. Rozumiesz? Wiesz jak to boli?
- Czyś ty oszalała? Na prawdę uważasz, że tak było? Opowiedzieli ci jakąś bajeczkę, Ron nawet wywołał tę żałosną kłótnię bylebyś tylko została w Norze cała i zdrowa. A ty myślałaś, że to dlatego, że uważają,że nie dasz sobie rady? Hermiono! To niedorzeczne! - Weasley pokręcił głową i przez chwilę się nie odzywał z głupim wyrazem twarzy.
- Kto jak kto, ale ty powinnaś się domyśleć, że to był podstęp. Naprawdę zaczynam wątpić w twoją wielką mądrość. - Dziewczyna roześmiała się nerwowo i spojrzała na bliźniaka z sympatią.
- Masz racje, idiotka ze mnie. Jak mogłam pomyśleć, że zdradziliby mnie w taki sposób. Głupio mi, muszę przeprosić i ciebie i Freda, jak tylko uda mi się z nim porozmawiać. Och nie! Powiedziałam mu tyle nieprzyjemnych rzeczy. Myślisz,że mi wybaczy?
- Fred? Podejrzewam, że już nawet tego nie pamięta. Mój brat ma gołębie serce i na pewno nie będzie się na ciebie gniewał.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Pilnuj, a ja skoczę na górę i porozmawiam z Fredem ok? Czuję, że to nie będzie najłatwiejsza rozmowa, słabo wychodzi mi przepraszanie. - Uśmiechnęła się zakłopotana, a gdy George wstał i przysunął się do niej z wyciągniętymi ramionami, z radością wpadła w jego objęcia i odwzajemniła uścisk. Nie oglądając się za siebie, pognała po kręconych schodach do sypialni bliźniaka. Zapomniała już, że jest około 3 nad ranem i dopiero gdy trzasnęła drzwiami a zaspany chłopak wydał z siebie zduszony okrzyk, oprzytomniała, że przecież brutalnie go obudziła w środku nocy, po imprezie i ataku śmierciożerców. Znów wyrzucała sobie swoją głupotę, jednak jej myśli skutecznie odpłynęły pod wpływem różdżki, która znalazła się pod jej brodą.
- Fred to ja! - Spojrzała na niego lekko zdenerwowana, bo jego oczy były puste i groźne, pierwszy raz go takiego widziała.
- Co zrobiłem po naszym pierwszym tańcu?
- Powiedziałeśżemajtkimiwydać! - Sama się zdziwiła, że cokolwiek zrozumiał z tego bełkotu, ale o  dziwo chłopak opuścił broń i przesunął się w bok, aby dziewczyna mogła wejść głębiej do pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i zaciekawieniem spojrzała na wspaniałą dębową biblioteczkę, która bardzo przypominała jej własną z mugolskiego domu. Miała ochotę zerwać się i po kolei odczytać wszystkie tytuły, ale przecież nie po to tu przyszła. Spojrzała w stronę z której dochodził lekko urywany oddech bliźniaka i skonsternowana zorientowała się, że chłopak się na nią gapi. Na szczęście w pokoju okna były zasłonięte, przez co panował półmrok i Weasley nie miał szans zauważyć jej rumieńca.
- Posłuchaj..
- Wiesz...
- Ok, ty pierwsza.
- Dziękuję. Chce tylko powiedzieć, że cofam wszystko co tylko powiedziałam złego i wcale nawet przez chwilę tak nie myślałam, a wszystko co się wydarzyło nie jest twoją winą.
- No wreszcie, już myślałem, że nigdy mnie nie przeprosisz, jesteś strasznie wredna.
- Co? Co ty mówisz Fred, ja... - Nie skończyła jednak mówić, bo przerwał jej chichot towarzysza.
- Żartowałem, wyluzuj, nie byłem na ciebie zły.
- Och ty! - Rzuciła się na niego z zamiarem zmierzwienia mu włosów, ale chłopak, prawie o pół metra wyższy złapał ją z łatwością za ręce i mocno przytulił, zmuszając by się w niego wtuliła. Ku jego przerażeniu Hermiona oplotła go za szyję i zaczęła cicho łkać. Nie wiedząc co ma zrobić tylko stał i powtarzał jej pocieszające, kojące słowa wprost do jej ucha. Jego oddech był ciepły, ale urywany. Z niego powoli też zaczęły uchodzić emocje i po wcześniejszym zaspaniu nie było już śladu. Delikatnie kołysali się stojąc w miejscu, a gdy wreszcie dziewczyna musiała zaczerpnąć powietrza spojrzała na twarz bliźniaka i z zakłopotaniem pociągnęła nosem.
- Tak się boję. - Szepnęła.
- Nie martw się, chłopaki są dzielni,dadzą sobie radę. My też. Wygramy tę wojnę. Co by się nie działo, mamy siebie. Przy Weasley'ach na pewno nie zginiesz. - Znów zachichotał, a gryfonka wydęła wargi pokazując mu, jak kiepski był ten żart.
- Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego waszego humoru.
- Nigdy nie mów nigdy. Mam ochotę na gorącą czekoladę, też chcesz? - Dopiero teraz odsunął ją od siebie, co dziewczyna skwitowała cichym westchnięciem ni to rozczarowania ni to ulgi.
- Taak,  z resztą i tak muszę wrócić na dół i dać George'owi się wyspać, zastąpił mnie a przecież nie może w nieskończoność być na nogach.
- Jeśli chcesz, mogę z tobą posiedzieć. - Chłopak otworzył drzwi i - co Hermiona zauważyła z dziwnym uciskiem w żołądku, przepuścił ją w drzwiach. Ron nigdy tego nie robił. Przetarła oczy i spokojnie zeszła po schodach.
W kuchni zastali lekko pochrapującego bliźniaka, który nawet nie usłyszał, że weszli. Fred podniósł go i lekko popychając zaprowadził do pokoju na przeciw.
Gdy wrócił kubki z parującą czekoladą już stały na stole, a Hermiona wyglądała przez okno. Ulica była cicha, spokojna.W ogóle nie odzwierciedlała tego co wydarzyło się przed kilkoma godzinami w Norze. Choć to akurat dobra wiadomość. Tutaj poplecznicy Voldemorta się nie dostali. Może planują teraz kolejny atak? A może świętują ten na gości weselnych? Nikt tego nie wiedział, jednak wszyscy mogli się domyślać. Dzisiejszej nocy Zakon Feniksa bardzo ucierpiał i będzie miał szczęście, jeśli nikt z członków nie zginął i nie został porwany. Dziewczyna wróciła do stołu i zapatrzyła się na zapaloną latarnię, której światło zdawało się migać kilkakrotnie po czym zgasło na sekundę i znów zapaliło się jasnym blaskiem. Gryfonka pokręciła głową,wierząc, że to niewyspany umysł płata jej figle.
- Gdy nastanie wreszcie świt, wyruszę wraz z Ginny do domu, spróbujemy zobaczyć czy cokolwiek z niego zostało. Może ktokolwiek zostawił dla nas wiadomość. Siedzenie tutaj w wiecznej niepewności nic nam nie da.
- Masz rację, ale może zamiast Ginny zabierz mnie? - Spojrzała na niego z nadzieją i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Wolałbym jednak, abyś tu została.
- Dlaczego?
- Nie wiem czy wiesz, ale to miejsce jest chronione prawie tak dobrze jak Nora i są małe szanse, że tutaj grozi nam niebezpieczeństwo, więc wolałbym nie ryzykować. Kto wie, czy w Norze ktoś nie będzie się na nas czaił.
- No to tym bardziej powinnam iść! Nie możemy narażać Ginny na niebezpieczeństwo, jest najmłodsza!
- A widzisz, zachowujesz się dokładnie tak samo jak Harry i Ron. Nie chcesz aby Ginny szła ze mną bo jest od ciebie słabsza.
- To nie tak...zależy mi na jej życiu! Ona musi przeżyć!
- No no Hermiono! Jeszcze chwila i pomyślę, że zależy ci na tym, aby pobyć ze mną sam na sam. Hm? - Sugestywnie poruszał brwiami i uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Och zamknij się! Dobrze wiesz,że nie o to mi chodzi. - Odpowiedziała uniesionym głosem i groźną miną, ale nie mógł nie zauważyć jej rumieńca. Nie chciał jednak wprawiać jej w zakłopotanie, więc zmienił szybko temat, przybierając obojętny wyraz twarzy.
- Gdy byliśmy młodsi i Ginny ledwo co zaczęła objawiać magiczne zdolności, wszyscy się o nią obawiali. Były tygodnie, że nie działo się nic, a potem nagle coś wybuchało, tłukło się lub zmieniało swoje miejsce. Wiedzieliśmy, że to poniekąd normalne, ale jednak niepokojące, gdy twoja siostra mająca iść do Hogwartu, nie wyczuwa swojej magii. Tak jakby, mogła jednak być charłakiem..Wiem, że w rodzinie jak nasza to nie możliwe, ale w wakacje przed pierwszym rokiem szkoły mama i tata odchodzili od zmysłów, że jednak może coś być nie tak. Oczywiście poza chwilami, gdy wysadzała w powietrze wszelkie komórki na miotły jakie mieliśmy. Było to na tyle poważne, że zabroniła nam z tego żartować. Wiem, że teraz wszystko już jest ok, a Ginny jest cholernie zdolna i gra w Quidditcha jak prawdziwa Weasley'ówna, ale wyobraź sobie jakie cholernie trudne musiało być dla niej usłyszeć od Malfoya, że jest przebrzydłym charłakiem. Wiem, że nie wiedział o jej problemach, bo mało kto wiedział, ale Ginny strasznie to przeżyła. - Gdy zamilkł zapadła cisza. Hermiona lekko pogładziła go po wyciągniętej dłoni i znów zaczerwieniła się z myślą, że Fred Weasley bardzo łatwo łamie jej bariery obronne. Co najgorsze robi to nieświadomie. Historia, którą jej opowiedział, odniosła chyba odwrotny do zamierzonego skutek. Chciał odwrócić jej uwagę od problemu, a uświadomił tylko to, co zawsze w głębi duszy wiedziała. Już od poznania były z Ginny jak siostry, ale nie potrafiła pojąć, skąd się bierze ta więź i wzajemna sympatia. Teraz już wiedziała. Dziewczyna również obawiała się o swoją magię i miała problem z poczuciem przynależności do magicznego świata. Może i pod innym kątem niż Hermiona, ale z tym samym skutkiem. Odsuwała od siebie dziewczyny i najlepiej dogadywała się z chłopcami bo ci jej nie osądzali. Poczuła nagły przypływ miłości do młodszej koleżanki i obiecała sobie dawać jej większy kredyt zaufania. To ,że była młodsza i mniej doświadczona nie oznacza, że mniej wartościowa.
W ciszy dopili swoje napoje i Hermionie wyrwało się ziewnięcie. Próbowała zamarkować je kaszlem, ale zawsze spostrzegawczy Fred, tylko pokazał jej palcem na schody i uśmiechnął się raźno. Spojrzała mu w oczy i kiwnęła głową.
- Jeśli chcesz, połóż się w moim pokoju, na wersalce z moją młodszą siostrą może nie być ci za wygodnie. Ja sobie tutaj posiedzę i pomedytuje. Odpocznij.
- Dziękuję. Za wszystko. Jeśli poczujesz się zmęczony, nie wahaj się mnie obudzić. Nie obiecuje, że nie wybiję ci oka, ale postaram się tego nie zrobić. - Chłopak tylko jej pomachał i odszedł by wyglądnąć przez okno.

W zaciszu pokoju, dziewczyna skonsternowana uświadomiła sobie dwie rzeczy. Po pierwsze od godziny nie pomyślała o swoich przyjaciołach. Po drugie, ten pokój pachnie zupełnie jak Fred i jest to bardzo ładny zapach.

                                                                              *


     Gdy Harry i Ron wreszcie znaleźli się w domu przy Grimmuald Place ich morale lekko upadły. Miejsce dawno miało za sobą czasy świetności,ale było w naprawdę opłakanym stanie. Na szczęście podczas kilkudniowej podróży ich wymagania drastycznie się obniżyły i ciepłe łóżko oraz cokolwiek do jedzenia i picia, w pełni ich zadowoliło. Gdy w końcu zaspokoili podstawowe potrzeby, postanowili się rozejrzeć. Systematycznie przeszukiwali pokoje, schowki i inne pomieszczenia w poszukiwaniu czegokolwiek co naprowadziłoby ich na jakiś ślad. Nie dość,  że byli zdani na siebie,  nie mieli kontaktu z Hermioną ani nikim z rodziny, to jeszcze utknęli w poszukiwaniach horkruksów. W ich poszukiwaniach było zbyt wiele niewiadomych i znikąd pomocy. Obaj bardzo tęsknili za swoją przyjaciółką i obwiniali się o pewne rzeczy. Rudzielec nie mógł darować sobie,  że doprowadził do kłótni, a teraz nie może już cofnąć czasu. Gdyby tylko mógł, przeprosiłby dziewczynę i jak najszybciej się z nią pogodził. Ona na pewno wymyśliłaby teraz jak ruszyć z martwego punktu w jakim się teraz znaleźli. No i przede wszystkim....tęsknił za nią jak za dziewczyną. Jak za ukochaną. Cenił ją, troszczył się o nią, bo ją kochał.  Myślał już jakiś czas temu, że mu przeszło, ale jednak nie. Za każdym razem gdy próbował o niej nie myśleć i odsunąć ją od siebie, robiła coś, za co kochał ją jeszcze bardziej. Było to uczucie, które choćby chciał - nie przeminie.
     Z kolei Harry raz po raz obwiniał się za to, że nie zdążył dotrzeć do Hermiony na czas i był zmuszony rozdzielić nierozłączne trio. Gdyby tylko lepiej manewrował lub lepiej unieszkodliwiał przeciwników! Było to o tyle dziwne, że przecież nie chciał aby dziewczyna z nimi szła. Miała zostać w Norze i być bezpieczna. A tymczasem była nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Nawet nie wiedzieli czy jeszcze żyje...
Harry po raz kolejny posługiwał się Mapą Huncwotów, gdy do pokoju wparował zdenerwowany Ron. Popatrzyli na siebie, chłopak trzymał w ręku różdżkę i mini-plecak.
- Harry musimy się gdzieś ruszyć, gdziekolwiek. Ja tu oszaleje. Nie ma Hermiony, nie mamy planu, jest beznadziejnie.
- Wiem, wszystko się wali, ale nie możemy się załamywać. Jednak zgadzam się z tobą. Powinniśmy wyruszyć obadać sytuację. Nawet nie wiemy czy twoi rodzice żyją. Spróbujemy dostać się na Pokątną, a potem się zobaczy.
- To nie brzmi jak rewelacyjny plan.
- Masz lepszy?

Następnego dnia spakowali cały dobytek do maleńkiej sakiewki, na wypadek gdyby nie mogli już wrócić. Poruszali się pieszo, mugolskimi środkami transportu, aby nie wzbudzać podejrzeń i nie ściągnąć na siebie śmierciożerców.
Znajdowali się właśnie kilka przecznic od dworca, gdy spostrzegli w zaułku kilka niebieskich i zielonych iskier oraz ciało blondynki a nad nim dwie rosłe postaci w kapturach. Nie zastanawiając się długo Harry posłał w tamtym kierunku dwa zaklęcia oszałamiające, a Ron korzystając z zamieszania, podbiegł do dziewczyny.
Była nią Luna Lovegood. Niestety ogromny siniec pod jej okiem, przecięta warga, poszarpana sukienka i tylko jeden but, świadczyły o tym,że nie udało jej się bezpiecznie uciec z przyjęcia. Gryfoni od razu rozpoznali w napastnikach sługusów Czarnego Pana, dlatego bez wyrzutów sumienia wyczyścili im pamięć i wysłali na przejażdżkę dookoła Londynu. Zabrali bezwładne ciało koleżanki i deportowali się z cichym "pyk."
Stan dziewczyny okazał się na tyle stabilny, że po opatrzeniu powierzchownych ran i podaniu eliksiru wzmacniającego,ocknęła się. Ku uciesze chłopców oznajmiła, że była ostatnią z uciekających osób i widziała, jak zarówno rodzice Rona jak i Hermiona aportują się bezpiecznie. Dziewczynie towarzyszyli Fred, George oraz Ginny, więc przyjaciołom kamień spadł z serca. Ich ukochana była bezpieczna. Blondynka była im niezmiernie wdzięczna, przekonana, że z rąk śmierciożerców trafiłaby do Voldemorta, a tam czekałaby ją pewna śmierć. Opowiedziała im jak chciała uciekać, ale ktoś chwycił ją za ramię i przeniosła ich w okolice domu, gdzie rozgorzała walka z której cudem uciekła. Kilka dni później, gdy wróciła z nadzieją, że odnajdzie ojca, wpadła w pułapkę. Czekali na nią i jak tylko spostrzegli,że znów jest sama, chcieli zabrać ją do Riddle'a. Znów musiała uciekać i zgubiła but za który złapał ją Yaxley podczas teleportacji.
    Podczas tej opowieści Harry i Ron patrzyli na dziewczynę jak urzeczeni, w końcu była pierwszym ich kontaktem z "ich" światem od kilku dni i dostarczyła im tylu informacji, że sami nie uzyskaliby ich w tydzień.Podali jej cokolwiek do jedzenia i picia oraz eliksir Słodkiego Snu, aby mogła w spokoju wypocząć.
Sami zaś usiedli na najwyższym piętrze i wyglądając przez okno na gwiazdy, poczęli analizować wszystko czego się dowiedzieli.Będą musieli jak najszybciej skontaktować się z Hermioną. Wrócić do Nory nie mogli, ale muszą zapewnić Lunie bezpieczeństwo. Nikt z nich nie jest już tylko uczniem. Wszyscy są poszukiwani.I powoli kończą im się kryjówki. Dopóki nikt nie wpadnie na to, aby ich szukać w dawnej kwaterze,mogą spać spokojnie,ale ile to jeszcze potrwa?



                                                                         *

Molly Weasley wraz z mężem Arturem i kilkoma innymi gośćmi weselnymi ukrywała się w Muszelce.
Mieli nadzieję, że któreś z ich dzieci w końcu tu trafi, lub da jakikolwiek znak życia. Długo jednak przyszło im czekać. Po około tygodniu, Molly zadecydowała, że wyruszy do Nory, by obejrzeć zniszczenia jakich dopuścili się atakujący.  To co zobaczyła po przybyciu przeszło jej najśmielsze oczekiwania.

czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 1


Wciąż jesteśmy na przyjęciu weselnym, ale wreszcie wkrada się trochę "akcji"
Zapraszam.




  Kolejny już z rzędu toast zaproponowany przez lekko podchmielonego Rona, który zarzekał się że kocha swojego brata lekko zirytował Hermionę, ale jak zawsze nie dała tego po sobie poznać. Usadziła go na krześle i wepchnęła muffinkę do buzi, aby nie psuł zabawy gościom. Ostatni taki wieczór, zasługiwali na to by choć przez chwilę oderwać swoje myśli od wojny, która niewątpliwie ich czeka. Wszyscy się wystroili, nawet Hagrid ubrał jakiś odświętny strój, a przynajmniej tak twierdził. Miał na sobie futro, którego lata świetności już dawno przeminęły, włosy zaczesał do tyłu, sądząc po zapachu pryskając je najgorszymi wodami kolońskimi dostępnymi w mugolskich drogeriach.
   Przyjęcie weselne Billa oraz Fleur trwało w najlepsze a jego dobremu nastrojowi uległo również troje przyjaciół, którzy siedzieli przy stole wraz z najmłodszą córką Weasley'ów jej dwoma starszymi braćmi oraz Luną Lovegood koleżanką ze szkoły. Bliźniacy właśnie zachwalili kolejny produkt, chcąc wcisnąć go Ronowi za cenę dwukrotnie przewyższającą tę sklepową, ale Hermiona miała zbyt dobry humor by ich skarcić. Popatrzyła tylko z politowaniem, a gdy George złapał z nią kontakt wzrokowy i mrugnął nie wytrzymała i roześmiała się. Ron wciąż nie zorientowany o co chodzi popatrzył na braci, a gdy oni wciąż milczeli, przeniósł spojrzenie na swojego najlepszego przyjaciela, który zrobił bezradną minę i tylko westchnął zapewniając kolegę, że nie potrzeba mu 10 par skarpet, które wywołują wysypkę czy lipnych różdżek. Nie dodał jednak tego, co wszyscy przy stole pomyśleli. Przecież i tak nie wracamy do szkoły. Była to smutna i bardzo przytłaczająca prawda, ale przecież wiedzieli, że to się tak skończy. Zadanie, które powierzył im dyrektor nie było ani łatwe ani przyjemne, ale konieczne. Ich wyprawa ma na celu zniweczenie planu Voldemorta, który opętany wizją czysto-krwistego świata, chce zniszczyć Harrego i przejąć kontrolę nad całym, nie tylko magicznym światem. Z tego właśnie powodu, Harry Ron i Hermiona mają zamiar udać się na wyprawę, aby odnaleźć pozostałe cząstki duszy, którą  Tom rozszczepił. Nie wiedzą gdzie szukać, ani czego się spodziewać, ale mają siebie i wspólnymi siłami, będą próbować odnaleźć horkruksy.

 Zabawa rozkręcała się, goście wirowali na prowizorycznym parkiecie. Państwo Weasley przytuleni, rozmawiali półgłosem. Nieopodal Ginny tańczyła z Panem Młodym, a jego świeżo upieczona żona wyginała się w takt muzyki prowadzona przez George'a, który wyjątkowo się puszył, że jemu pierwszemu udało się porwać Pannę Młodą z rąk Billa. Fred siedział przy stole "młodych" ze smętną miną nawet nie zauważywszy, że Ron i Hermiona kłócą się kilka krzeseł dalej. Kiedy jednak wreszcie ocknął się, usłyszał strzępki rozmowy i postanowił nadstawić uszu po więcej. Jednak nie musiał się wysilać bo głosy tej dwójki przybierały na intensywności z każdym wypowiadanym zdaniem i w końcu nie szeptali a prawie na siebie krzyczeli.
- ....nie zostaje! Czy to wreszcie do ciebie dotrze?
- Hermiono! Ja wiem, że się boisz, ale tu nie chodzi o ciebie. Powinnaś zostać...mama na pewno się tobą zaopiekuje, znajdzie ci zajęcie..w domu mamy dużo książek.
- Ronaldzie, a jak to sobie wyobrażasz? Wyruszycie z Harrym bladym świtem nie mówiąc nikomu nawet do widzenia, nie zabierając żadnych książek, żadnych fiolek, niczego! Czyś ty oszalał? Godziny beze mnie nie przeżyjecie!
- To prawda, ale...jesteś dla mnie zbyt cenna, zbyt ważna, aby cię narażać, nawet za cenę życia.
- Chcesz mi powiedzieć, że wolisz sam zginąć, niż pozwolić mi iść z wami, abym w razie konieczności miała szanse ci to życie uratować?
- Noooo tak. Tak sądzę. - Ron musiał mieć bardzo zadowoloną z siebie minę, bo Hermiona fuknęła na niego obrażona i przesiadła się, kilka krzeseł dalej, na przeciw Freda, który nagle zainteresował się swoimi butami i niedojedzonym kawałkiem ciasta równocześnie. Gdy nawoływana przez Rona Hermiona ignorowała go przez dobrą minutę, chłopak wstał i odszedł do stołu z napojami, nie wątpliwie po kolejną porcję Ognistej.
Tymczasem przy stole nastała krępująca cisza. W końcu Hermiona wypuściła mocno powietrze i spojrzała na bliźniaka, który patrzył gdzieś ponad nią. W jednym momencie muzyka ucichła a Fred poczuł się jakby wpadł mu do głowy numer życia. Postanowił zagrać młodszemu bratu na nosie i szybko przesiadł się na krzesło koło gryfonki. Spojrzała na niego nic nie rozumiejąc, ale jego oczy mówiły jej zaufaj mi. Tak więc, gdy chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet nie opierała się, a nawet udało jej się wykrzesać słaby uśmiech. Chwilę tańczyli patrząc sobie w oczy, gdy ręka Freda wylądowała na biodrze dziewczyny, a ten posłał jej speszony uśmiech, który dla postronnego obserwatora mógł uchodzić za uwodzicielski. Na początku nikt nie zwracał na nich uwagi, ale gdy którąś już piosenkę z kolei nie schodzili z parkietu, w końcu Harry a zaraz potem Ron zauważył, że faktycznie jego starszy brat podryguje z Hermioną już dłuższą chwilę i nawet dobrze im to wychodzi. Gdy chłopcy zaczęli już całkiem jawnie gapić się na tańczącą parę, Fred przeciągnął ręką po lokach dziewczyny i delikatnie nachylił się w jej stronę. Ona uśmiechnęła się nieśmiało i bardziej przysunęła się do partnera. Muzyka zmieniła się na bardziej nastrojową i spokojną, a oni wciąż płynęli po parkiecie, udając, że nie widzą karcących spojrzeń wysyłanych przez kolegów. W duchu gryfoni wyklinali bliźniaka za tak jawne granie im na nerwach, ale dla zachowania twarzy postanowili również ruszyć na parkiet. Ginny towarzyszyła Harremu, a Luna Ronowi. Obie dziewczyny jednak szybko zorientowały się, że chłopcy tak manewrują krokami, by jak najszybciej znaleźć się w pobliżu nietypowej pary. Pierwszy dopadł Freda Harry, usilnie próbując w delikatny sposób zakończyć tę błazenadę, jednak zarówno Hermiona jak i rudzielec udawali, że nie mają pojęcia o co chodzi i wręcz przeciwnie jeszcze bardziej się do siebie przysunęli a ręka brązowowłosej spoczęła na piersi Weasleya powodując tylko dla niej zauważalne zaczerwienienie jego uszu. Tego było dla Rona za dużo, bo zdecydowanym ruchem wyszarpał dłoń Hermiony z uścisku brata i odciągnął ją na bok, nie udając wcale, że było to delikatne. Mimo incydentu, dziewczyny nie opuszczał dobry humor, więc widząc nadąsaną minę przyjaciela, zgarnęła jego dłoń i czule obejmując zaśmiała się, pod nosem mrucząc faceci. Nie dane jej było jednak długo cieszyć się dobrym humorem bo Ron szykował się do kłótni. Spojrzał na nią spode łba a jego oczy ciskały gromy. Gryfonka z lekko skruszoną miną zapytała o co mu chodzi. Odpowiedź jednak lekko ją zaskoczyła.
- Bo nie wolno ci z nim tańczyć. - Dziewczyna pomyślała, że się przesłyszała, ale chłopak niezrażony jej milczeniem kontynuował. - Nie możesz obściskiwać się z wszystkimi Weasley'ami Miona. W zasadzie to wyświadczyłem ci przysługę, bo robiłaś z siebie idiotkę. Wszyscy się na was gapili, a Fred to głupek chciał mi dopiec, na pewno mu się nie podobasz. - Hermiona zastygła w bezruchu i musiała na moment zamknąć oczy i policzyć do dziesięciu aby się uspokoić. W przeciwnym razie na pewno walnęłaby rudzielca w twarz. Jest wojna, ludzie giną i znikają każdego dnia. Każdy dzień może być ich ostatnim, a on nie dość że ją obraża, nie dość, że zabronił jej wyruszyć z nimi tak jakby była słabsza, to jeszcze insynuuje, że taniec z jego bratem miałby znaczyć coś więcej, niż znaczył w rzeczywistości.  Zamiast ją przeprosić, ten traktuje ją jeszcze gorzej. Gdy w końcu otworzyła oczy, Ron stał kawałek dalej, ale patrzył na nią tak samo zimnym wzrokiem. Dziewczyna ruszyła przed siebie, a mijając go, szepnęła tylko, że może się do niej nie odzywać.

Ruszyła schodami do swojego pokoju,by po drodze ściągnąć buty i cisnąć je w kąt. Zamknęła za sobą drzwi, cicho aby nikt nie zorientował się, gdzie jest. Oparła się o drzwi i załkała cicho, dając upust emocjom.
Nie zorientowała się, że za oddzielającą pokoje ścianą George właśnie pociesza Freda, który ma wielkie wyrzuty sumienia z powodu kawału, który przerodził się w aferę. Nie zorientował się, że przeginają, ale skoro Ron się tak wściekł, to znaczy, że miał powód. Brat owszem należy do tego specyficznego wybuchowego typu, ale mimo wszystko musiał zdawać sobie sprawę, że to wszystko to są żarty. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie dałby się nabrać na ich mały taneczny flirt. Chyba że...chyba, że ktoś chciał wywołać kłótnie o nic, a potem z typową sobie zaciętością nie odzywać się i zniknąć...na długo.
Fred zerwał się niczym poparzony i pobiegł na dół, aby jak najprędzej odnaleźć brata, póki ten nie zrobił czegoś głupiego. Gdy go zauważył, stał przy nim Potter. Doskonale. Bez słowa wyjaśnienia popchnął oboje w stronę wyjścia z namiotu i szybko rzucił zaklęcia antypodsłuchowe.
- Czyś ty oszalał? - Spojrzał wyzywająco na Rona, a ten nic nie rozumiejąc odwarknął - O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz o co! Specjalnie zrobiłeś scenę, żeby się obraziła i żebyście mogli się po cichu wymknąć! Myślisz,że jak zwiejesz po tym wszystkim to ona ci to wybaczy? Zapomnij! Masz w tej chwili iść i ją przeprosić rozumiesz?
- Fred...ona mnie zabije. Co miałem robić. To twoja wina. Tańczyliście, a mnie przyszło do głowy, że jak ją wkurzę to się nie zorientuje, że zniknęliśmy a potem może nawet mi za to podziękuje? - W tym momencie nawet Harry nie wytrzymał.
- Ron....jesteś idiotą. Nie znasz Hermiony? Gdyby się dowiedziała co knułeś..nie odezwałaby się do ciebie już nigdy i w sumie nie dziwiłbym się. Ona jest nam potrzebna i idzie z nami rozumiesz? A teraz idź i ją przeproś ale już! - Fred i Harry zostali, a Ron ze zwieszoną głową poczłapał schodami w górę. Nie zdążył jednak dotrzeć na samą górę, bo minęła go biegnąca, bosa Hermiona,po twarzy której ściekały łzy. Ron próbował ją zatrzymać i nawet coś mamrotał, ale ona zdawała się go nawet nie zauważać. Pędziła w stronę Weasleya i Pottera, którzy widząc ją stanęli w pół kroku. Gdy jednak gryfonka do nich dotarła i rzuciła się z pięściami na Freda, to trzeźwo myślący Harry złapał ją w talii i usadził na krześle obok. Rudzielec, mimo iż nieźle przestraszony jej napadem postanowił jednak dowiedzieć się o co chodzi, czyżby znów nieświadomie zrobił coś nie tak?
- Hermiono? O co chodzi? Dlaczego rzuciłaś się na mnie jakbym co najmniej porwał cię i więził z dala od domu? - Gdy już to powiedział, to zorientował się,że w życiu nie powinien mówić jej takich rzeczy. Ale było już za późno. Nie cofnie tego. Zrobił krok do tyłu przestraszony, że znów się na niego rzuci, ona jednak już prawie spokojna, wstała i spojrzała prosto na niego.
- Przez ciebie i twoje głupie pomysły Ron się na mnie obraził bo wydumał sobie nie wiadomo co. Zabronił mi wyruszyć z nimi na wyprawę bo jestem kobietą, bo jestem słabsza, a teraz kiedy tak się wygłupiłam tym tańcem, on nie weźmie mnie na poważnie i pewnie znikną gdzieś w środku nocy nawet się ze mną nie żegnając. A to wszystko twoja wina! Zachciało ci się dowcipów! Jakbyś nie mógł choć jeden dzień w życiu być poważny i zachowywać się jak każdy inny czarodziej! Jak dorosły. Nieeee ty musisz być wiecznym śmieszkiem, który swoim zachowaniem uprzykrza innym życie! Jeśli Ron więcej na mnie nie spojrzy, rzucę na ciebie najgorszy urok jaki znam. - Wymierzyła w niego palec wskazujący zbliżając się tak bezszelestnie, że chłopak nawet nie miał szans na ucieczkę. Stał jak oniemiały i patrzył na wkurzoną Hermionę, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Nie podejrzewał jej o tak gwałtowną reakcję, ale przede wszystkim nie podejrzewał, że ona aż tak kocha jego brata. Wiedział, że coś tam ze sobą kręcili i że jego brat ślini się do niej od drugiej klasy, ale nie dawał im najmniejszych szans. Nie przy jej usposobieniu, zamiłowaniu do wiedzy i perfekcjonizmie. Kochał Rona, wiadomo chciał dla niego jak najlepiej, ale gryfonka nie była dla niego i nawet ktoś tak tępy jak on to wiedział, więc myślał, że i do brata to dotarło. Najwidoczniej jednak nie. Fred został wyrwany ze swoich rozmyślań przez widok odchodzącej bez słowa dziewczyny. Zauważył, że była boso, czyli dla niej impreza już się skończyła. Trudno, później ją znajdzie i porządnie przeprosi, a jak będzie trzeba to nawet pobije Rona, byleby jej wybaczył. Ale to później teraz musiał zdecydowanie czegoś się napić. To miał być szczęśliwy wieczór a tu same dramaty. Jakby nie mogli spędzić spokojnie pięciu minut.
   Stojąc przy stole z napojami Fred starał się ochłonąć, a Harry poklepał go pokrzepiająco po ramieniu. Gdyby potrafił przekazałby mu jakieś słowa otuchy, ale kim on był aby się wymądrzać, skoro sam miał podobny plan? Po prostu zabrakło mu odwagi aby go zrealizować. Nie chciał narażać Hermiony na niebezpieczeństwo i jak Fred powiedział, zamknąłby ją gdzieś i nie wypuszczał, ale cieszył się, że nic z tym nie zrobił. Patrząc jaką burzę wywołało kolejno zachowanie Freda, Rona i Hermiony, postanowił zagrać rolę, którą lubił najbardziej, a która wychodziła mu najlepiej. Harry-najlepszy przyjaciel i pocieszyciel wszystkich. Rona znalazł w opłakanym stanie, gdzieś między użalaniem się nad sobą, a nienawiścią do całego świata. Podejrzewał, że z Hermioną nie jest lepiej, a Fred to pewnie właśnie dokonuje samobiczowania. No nic, na razie postawi przyjaciela na nogi, a rano na spokojnie wszyscy w czwórkę porozmawiają. Po męsku objął rudzielca z zamiarem podźwignięcia go, ale ciężko mu szło, więc dał sobie spokój i usiadł obok, przejmując od przyjaciela butelkę ze złotym trunkiem. Opróżniali butelkę za butelką a przerwę robili jedynie na okazjonalny taniec z którąś z obecnych pań. Nawet nie zauważyli jak zrobiło się późno, a towarzystwo delikatnie się przerzedziło. Starsze ciotki i wujowie Rona udawali się na spoczynek, lub żegnali się z gośćmi, aby zaraz teleportować się do swoich odległych domostw. Ron patrzył gdzieś w dal, w ogóle nie kontaktując. Jednak gdy Harry podążył za jego wzrokiem, zrozumiał. Zauważył Hermionę, podchodzącą do bliźniaków i ostro gestykulującą. Postanowił od razu interweniować, aby zapobiec kolejnemu dramatowi tego wieczoru. Wypity alkohol dał o sobie znać i zebranie się z podłogi zajęło mu chwilkę czasu, tak samo jak Ronowi. Jednak w momencie kiedy wreszcie mieli się ruszyć, wydarzyło się kilka rzeczy na raz, a obraz jaki im się ukazał, miał pozostać w ich pamięci już na zawsze. Po środku tańczącego tłumu, z głośnym trzaskiem zmaterializował się patronus jednego z pracowników ministerstwa, raz po raz informując,że wszyscy mają się ewakuować, gdyż zaraz pojawią się śmierciożercy, by pojmać zgromadzonych. Panika jaka wybuchła skutecznie uniemożliwiła Harremu i Ronowi dotarcie do Hermiony, która stała jak sparaliżowana w otoczeniu Fred, George'a i Ginny. W końcu jednak ocknęła się i biegiem ruszyła w stronę przyjaciół, ciągnąc za sobą Ginny. Gdy dzieliła ich niewielka odległość, drogę zastąpiła jej postać w masce, która pojawiła się jakby znikąd. Przerażona dziewczyna ledwo zdołała uchylić się przed pędzącą w jej stronę drętwotą. Obejrzała się czy nikt z weselników nie oberwał i spostrzegła, biegnących za nią bliźniaków, którzy co i rusz miotali zaklęcia obronne w zamaskowane postaci, których z każdą sekundą przybywało. Mimowolnie zauważyła, że ich technika,jak i poziom zaklęć wcale nie odbiega od tego co prezentował Harry czy Ron, a nawet momentami to przewyższa. Kluczyła między ludźmi, co i rusz rozlegał się trzask aportacji i kiedy dziewczyna już myślała, że uda jej się zbliżyć do przyjaciół i razem uciec, spostrzegła, że gryfoni zaciekle pojedynkują się z czarnymi postaciami, nie szczędząc przy tym przekleństw. Ona również rozbroiła kilku złoczyńców, którzy padli na podłogę, jednak wciąż to było za mało. Miejsce pustoszało, należało uciekać. Przeniosła się jak najbliżej chłopaków, ale nie mogła odgonić się od natrętnych sługusów Czarnego Pana, którzy za punkt honoru obrali sobie chyba rozdzielenie ich. W pewnym momencie poczuła, że ktoś odbija się od jej pleców. Obejrzała się na upadającego Freda lub George'a w nerwach nie potrafiła ich rozróżnić, ale szybko podbiegła by osłonić chłopaka od zaklęć miotanych w jego stronę. Mruknął tylko dziękuję i od razu odparł kolejny atak, wypatrując brata.
- Fred gdzie jesteś?! - Spostrzegli go równocześnie, spadającego z balustrady schodów pierwszego piętra. Dziewczyna nawet się nie zastanawiając pobiegła by mu pomóc, a jego brat bliźniak już ją doganiał. Wiedziała, że będzie tego żałować, bo nie powinna się oddalać się od walczących przyjaciół, ale jej gryfońskie serce nie pozwalało zostawić rudzielca w takim stanie. Szybko uniosła jego głowę, by sprawdzić czy jest przytomny, niestety zawiodła się. Musiał mocno oberwać. Spojrzała przerażona na George ale ten już był przy bracie i próbował go ocucić.
- Hermiona, leć do chłopaków, ja się nim zajmę, uciekajcie! - W jego oczach widać było determinacje, ale i wdzięczność.
- Jesteś pewien? - Chłopak nie odpowiedział, tylko głośno zawołał Pottera, by dać mu znać, gdzie się podziali. Gdzieś w tłumie mignęła ruda czupryna jednak drogę zastąpił jakiś postawny śmierciożerca, próbujący siłą zatrzymać chłopców od dotarcia do młodej gryfonki. Ktoś musiał zapuścić ogień, gdyż nagle w namiocie zrobiło się duszno i gęsto od dymu. Pojawiła się Bellatrix Lestrange, największa i najgorsza popleczniczka Voldemorta. Hermionę, Rona i Harrego dzieliła odległość nie większa niż kilka metrów, jednak nadal nie mogli się teleportować. Bella obrała sobie za cel wykończenie Weasleya i choć Harry pomagał mu jak mógł, widać było,że tej wariatce zależy tylko na jednym efekcie tego pojedynku. Gdy już chciała rzucić w stronę chłopaka avadę,wybraniec zrobił jedyną słuszną rzecz, która miała później okazać się katastrofalna w skutkach. Szybkim krokiem podbiegł do przyjaciela i łapiąc go za ramię, teleportował się, nim zdążył choć przez sekundę pomyśleć nad tym co właśnie robi. W ułamku sekundy, bo tyle trwało zanim trzask teleportacji zwiastował ich przeniesienie, Harry spostrzegł szarą i wypraną z emocji twarz swojej najlepszej przyjaciółki, która patrzyła na ich znikające twarze. A sekundę później zniknęli.
Obserwujący to wszystko George złapał gryfonkę za rękę, w ostatniej chwili udało udało mu się również przechwycić uciekającą Ginny i razem z Fredem teleportował wszystkich. I zrobiło się ciemno i głucho.
 
Wylądowali na ziemi i chwilę zajęło każdemu,aby ogarnąć co się właściwie stało. Ginny zerwała się z podłogi i podeszła do bliźniaka, który bezradnie trzymał w ramionach bezwładne ciało brata.
- Hermiona! Chodź tu musimy mu pomóc. - Gdy jednak dziewczyna nie reagowała, najmłodsza z rodzeństwa sama zaczęła rzucać na rudzielca proste zaklęcia leczące. Powoli chłopak odzyskiwał kolory i po chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność, odkaszlnął i otworzył oczy. Został posadzony na kanapie i zaraz podano mu szklankę wody. Siostra zabandażowała mu głowę, gdyż z rozcięcia na czole wciąż sączyła się krew. Wszyscy przebrali się w normalne ciuchy i zasiedli przed kominkiem, by zastanowić się co dalej. Dopiero po dłuższej chwili do Weasleyów dotarło, że nie ma z nimi Hermiony. Ginny rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła dziewczynę, siedzącą w kącie i lekko pochlipującą. Od razu znalazła się przy niej i opiekuńczo otoczyła ją ramieniem. O dziwo, gryfonka od razu zaczęła płakać. Gdy jednak wreszcie się uspokoiła, spojrzała na przyjaciółkę zaczerwienionymi oczami i tamta wnet pojęła.
- Nie mieli wyboru, przecież wiesz...gdybym to była ja, czy Fred czy mama, zrobiliby to samo. Nie możesz ich winić!
- Nie mogę? - Brązowowłosa poderwała się do góry i spojrzała na młodszą z wyrzutem. - Zostawili mnie, chociaż obiecali, że tego nie zrobią. Pewnie specjalnie to zrobili bo uważają, że nie nadaje się do ich towarzystwa. Jak oni mogli mi to zrobić! A ja głupia myślałam, że Ron mnie kocha!
- Hermiono do cholery! Usiądź i mnie posłuchaj! Nie mieli wyjścia. Gdyby zwlekali jeszcze sekundy z ucieczką, mój brat najprawdopodobniej już by nie żył. Widziałaś, że ta wariatka posłała mu avadę. Naprawdę uważasz, że zostawiliby cię, gdyby nie było takiej konieczności? - Właśnie ten moment wybrali sobie bliźniacy, by jednak wtrącić się do tej ostrej wymiany zdań, zdawali sobie bowiem sprawę, że dokładnie tak było. Nie chcieli, aby Hermiona znów niepotrzebnie o tym myślała. Zostali zmuszeni do ewakuacji, nie wiadomo co stało się z pozostałymi i czy w ogóle mają jeszcze do czego wracać, ale najważniejsze, że przeżyli i mają siebie. Na tym powinni się teraz skupić. Dlatego właśnie George postanowił zabrać głos, aby zapobiec kolejnemu kryzysowi.
- Dziewczyny, nie kłóćcie się. Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale musimy sobie poradzić. Nie możemy się na razie rozdzielać i musimy tu zostać. Rozumiem Hermiono, że jesteś zrozpaczona, ale nie możesz mieć pretensji do Harrego. Zrobił to co musiał i tak jak Ginny powiedziała, nie mógł postąpić inaczej, uratował Rona. Każdy z nas powinien teraz rzucić dodatkowe zabezpieczenia i postarajmy się choć trochę odpocząć. Myślę, że tu jesteśmy bezpieczni. Dla pewności jednak, będziemy pełnić warty. Ja zacznę. Chcesz się przebrać? - Spojrzał na gryfonkę, jednak ona odwróciła wzrok nagle zawstydzona swoim wybuchem. Skinęła tylko głową i wyszła przez najbliższe drzwi. Zaraz jednak wróciła z pytającym wyrazem twarzy. Z lekkim uśmiechem odpowiedział jej George.
- Jesteśmy w naszym mieszkaniu nad sklepem. Można się teleportować, ale tylko przy użyciu teleportacji łącznej z którymś z nas. Takie małe zabezpieczenie na wypadek, gdyby ktoś niepożądany chciał wpaść na herbatkę.
- To mówisz, że gdzie jest łazienka?
                                                                 *

- Ron! Ron! Obudź się! Błagam, ocknij się! Nie zmuszaj mnie do tego! - Rozgorączkowany Potter w kółko powtarzał to samo, ale jego towarzysz, jak na złość nie chciał otworzyć oczu. W końcu wybraniec ciężko osunął się na ziemię i gdy już zabezpieczył ciało zaklęciem osuszającym, zapadł w delikatny, przerywany sen. Co chwilę wydawało mu się, że rudzielec się budzi, ale były to tylko pobożne życzenia. O świcie jednak coś się zmieniło, jego oddech stał się urywany. Harry szybko spojrzał na niego i z radości o mało nie zaczął krzyczeć. Szybko jednak się zreflektował.
- Słuchaj stary....nie wstawaj nawet, bo to co usłyszysz i tak zwali cię z nóg. - Chwilę trwało nim do chłopaka dotarło, że to faktycznie do niego, a gdy się odezwał jego głos był słaby, tak jakby nie pił i nie odzywał się przez wiele dni.
- Dawaj.
- Nie ma z nami Hermiony, teleportowała się z bliźniakami. A przynajmniej mam taką nadzieję.
- Zginiemy.
- Tak.


wtorek, 3 listopada 2015

Witajcie!//Prolog

Miłego dnia!




      Dumbledore spada z wieży astronomicznej, a każdy kolejny dzień jest piekłem. Wstajesz rano i orientujesz się, że jego już nie ma. Już się nie zobaczycie, a wszystko to co mógł ci jeszcze przekazać, jest już nie ważne, bo i tak tego nie zrobi. Nie wyśle żadnego pierwszoroczniaka z listem i prośbą kontaktu. Nie zaproponuje ci cytrynowych dropsów w ten swój irytujący sposób. Nie spojrzy na ciebie swoimi wszystko wiedzącymi oczami i choć będzie znał prawdę, samym spojrzeniem nie skłoni cię do wyjawienia jej. Jedyne co po nim pozostało, to żal i poczucie zawodu.Niewykonane zadanie, które zdawało się kłaść cieniem na ceremonii pogrzebu ,powraca do  ciebie teraz, jeszcze bardziej ukazując niemoc, bezsilność, potrzebę konsultacji. Jeszcze jedna krótka rozmowa, w której w końcu mógłby zadać wszystkie potrzebne pytania. Wszystkie te, które wydawały się jeszcze nieistotne..
     Harry od tygodnia przebywał u Weasleyów w oczekiwaniu na ślub Billa i Fleur. Gdyby to od niego zależało ,to już dawno odszedłby w poszukiwaniu horkruksów. Nawet  jeśli nie wiedział gdzie i czego szukać.Musiał się stąd wydostać, tu się dusił. Musi jedynie jeszcze odbębnić ceremonie i będzie mógł odejść. Zabierze ze sobą Hermionę i Rona, choć gdyby nie fakt ze są mu niezbędni to by ich nie brał. Nie narażałby swoich najlepszych przyjaciół na jakiekolwiek straty czy niebezpieczeństwo. Ale niestety nie miał wyboru. Musiał przygotować plan, przetrwać wesele i zmykać, zabierając ich ze sobą.

Hermiona wstała,  ogarnęła się,związała włosy w kitkę i z uśmiechem pomyślała - wreszcie jeden wieczór bez płakania  w poduszkę,wieczór rozrywki i śmiechu.
Och jakże się pomyliła. Spojrzała na swoje odbicie. Podkrążone oczy, suche sianowate włosy, matową cerę. Nikt nie wygląda dziś dobrze, ale po co ma się magię?
Użyła zaklęcia makijażowego i zeszła na dół by pomoc w przygotowaniach.


     Wieczór był ciepły i pogodny. Złoto-czerwone słonce chyliło się ku zachodowi, nadając wydarzeniu jeszcze bardziej romantyczny nastrój. Hermiona delikatnie kołysała się w ramionach Harrego, a ten myślał, że mógłby tak już zawsze. Ale nie może. Mają zadanie do wykonania i jeszcze tylko kilka godzin dzieli ich od realizacji. Wszystko było przygotowane, choć tak naprawdę nic nie było. Nie wiedzieli gdzie maja zacząć, ani czego szukać. Jak go pokonać...nic. Jedyne co mieli, to siebie nawzajem, choć i to nie jest do końca prawda. Harry wiedział, ze jego uczucia do Hermiony nie miną, a jedynie się umocnią przez wspólną wyprawę i tak jak był przerażony, tak nie mógł się doczekać aż wyruszą.
Ron jako jego brat, sojusznik i poczciwina, na pewno zrozumie. Nie pasowaliby do siebie i on na pewno to wie. Wytłumaczy mu to, jak tylko uda mu się przekonać o tym samym Hermionę, która wydawała się być wyjątkowo nieobecna dziś.
Spojrzał jej w oczy, ale ona go nie widziała. Patrzyła w dal. Obok nich tańczyli Luna i Fred, więc Harry obrócił Hermionę w miejscu i podał jej dłoń Fredowi, a sam przejął od niego blondynkę o rozmarzonych oczach. Spojrzał w te błękitne źrenice i stwierdził ze śmiechem ze będzie mu jej brakować. Luna mogła uchodzić za dziwaczkę, ale on naprawdę lubił jej towarzystwo i myślenie poza schematem.

- A myślałam, że Harry jest moim przyjacielem, a ten nawet nie może wytrzymać ze mną jednego tańca! -Hermiona roześmiała się, choć gdyby ktoś pytał, był to raczej nerwowy chichot świadczący o skrępowaniu niż rozbawienie. Fred obrócił ją w tańcu i przechylił a dziewczyna spojrzała mu w oczy. Widział jej przerażenie, ale i upór. Zawsze pogodne oczy, były teraz zasnute niepokojem, ale w ich kącikach czaiła się przekora. Wiedział, że pewnie widzą się jeden z ostatnich razów w życiu. Jego brat wraz z Wybrańcem i naczelną “wiem to wszystko” wyruszą na wyprawę z której najprawdopodobniej nie wrócą. I nawet nie chcieli słyszeć o pomyśle zabrania ich ze sobą. Bo to niebezpieczne! A gdzie niby teraz było bezpiecznie? W grupie siła. Potter był głuchy na argumenty, a przecież oboje z Georgiem byli starsi i mieli więcej umiejętności magicznych. No dobra może nie więcej, ale na pewno byli bardziej obyci z magią i umieli kombinować. Przydaliby się. Sklep zarabiał na siebie już od kilku miesięcy i wcale by na tym nie stracili. Zresztą w obliczu klęski i śmierci, kto przejmowałby się jakimś sklepem? Mama...taaa wciąż powtarzała, że powinni siedzieć w domu i się ukrywać. Oszaleją prędzej niż zostaną w domu. Po tylu latach powinna już wiedzieć, są wolnymi duchami i nie wolno trzymać ich w klatce bo się uduszą. Po ich spektakularnym odejściu z Hogwartu niczego się nie nauczyła. Ciągle tylko kazania i dokładanie obowiązków, żeby jak najrzadziej przebywali poza domem. Ale przecież śmierciożercy już raz tu trafili, mogą przybyć ponownie. A przecież Molly nie schowa ich pod spódnicą, gdy przyjdzie im walczyć na śmierć i życie. Choć kochał matkę, nie potrafił zrozumieć jej nadopiekuńczości, zwłaszcza w stosunku do niego i Rona. George miał trochę więcej swobody i tylko dzięki temu, że byli bliźniakami, mógł sobie pozwolić na co niektóre zuchwalsze numery.
Piosenka dobiegła końca,dziewczyna skłoniła się nisko w podziękowaniu za taniec i już chciała się oddalić, gdy rudowłosy chwycił ją za rękę i pochylił się w jej stronę. Jeśli była zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać, ale posłusznie przysunęła się do Weasleya. Po chwili poczuła jego ciepły oddech na swoim uchu. Jednak to co usłyszała wcale jej się nie spodobało.
-Twoja piękna sukienka się podwinęła Granger, całe majtki ci widać…- Fred parsknął śmiechem widząc jak dziewczyna momentalnie sztywnieje i zaczyna oglądać się z każdej strony, aż w końcu nieruchomieje i z mordem w oczach patrzy na swojego rozmówce, który wyglądał w tym momencie jak uosobienie dobra. Choć jego uszy lekko się zaczerwieniły.
- Fredzie Weasley! Jak śmiesz sobie ze mnie żartować! Czy chcesz abym poprosiła Ginny o skierowanie kilku upiorogacków w twoją stronę? - Widać było, że jest porządnie wkurzona, ale również zaskoczona jego nagłym wygłupem. Zresztą, czemu się dziwić, przecież to Fred Weasley, jeden z dwóch naczelnych dowcipnisiów magicznego świata. On chyba nie przeżył dnia bez wywinięcia jakiegoś numeru. Tupnęła nogą i z miną wyższości, ignorując rudzielca, ruszyła w tłum, po drodze zgarniając jakiś napój ze stołu. Zrobiło jej się okropnie gorąco. Wyszła na zewnątrz i zobaczyła w oddali Harrego. Stał zapatrzony na ognistą kulę, która ginęła w tafli jeziora. Brązowowłosa ściągnęła seledynowe szpilki i delikatnie stąpając podeszła do przyjaciela, wsuwając mu rękę pod ramię. Nie wydawał się być zaskoczony jej widokiem, oraz zatroskaną miną. Tak to już z nimi było, wyczuwali swoje emocje, praktycznie bezbłędnie, a jakiekolwiek zmiany były od razu wychwytywane i komentowane. Harry zwróciła twarz w stronę przyjaciółki i bez słowa przytulił się do niej. Oddała uścisk. Chwycił jej dłoń i przez moment kusiło go by tak po prostu teleportować się gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie, ale zaraz potem przypomniał sobie o Ronie i poczuł palące uczucie wstydu. Nie mógł zachowywać się tak samolubnie i tak po prostu ukraść mu Hermionę. Jeśli mieli być razem to tylko w zgodzie z wszystkimi i jawnie, a nie ukrywając się po kątach.
Delikatnie pociągnął dziewczynę w stronę namiotu i ruszyli znów milcząc. Trwało to jednak tylko chwilę, bo ona znów przystanęła i spojrzała na niego z rezerwą, a w jej oczach czaił się jakby żal.
- Nie zostawiajcie mnie tutaj. -  Szepnęła.
- Przecież wiesz, że nie moglibyśmy...nie pleć bzdur. - Uśmiechnął się raźno, ale gryfonka wcale nie wyglądała na przekonaną.
- Obiecaj mi, że choćbyśmy musieli teleportować się za 5 minut i nigdy więcej nie ujrzeć Nory i Weasleyów,  to mnie nie zostawicie.
- Obiecuje. Nie zostawimy cię.

Nim nadszedł kolejny świt, przyszło mu złamać obietnicę.

Obserwatorzy